W noc zaduszną, zebrani w Świątyni Dumania, w kręgu światła i ludzi, wypowiadamy imiona tych, którzy odchodzą. Albatros, wilk, czapla biała, kormoran, gepard, kangur... Dla nich i tysięcy innych gatunków, które zniknęły lub znikną niebawem, płonęły w Parku Poniatowskiego znicze. Poniższy fragment autorstwa Joanny Macy zaczerpnięty jest z książki "Myśląc jak góra"
(Wydawnictwo Pusty Obłok, Warszawa 1992)

Światowa lista gatunków zagrożonych, znajdująca się w Genewie, uzupełniana wciąż nowymi tomami, jest zbyt ciężka, aby człowiek mógł ją unieść. Gdzie jeszcze zapiszemy odchodzące życie? Jaki pogrzeb, jakie pożegnanie byłoby właściwe?

Zabierz mnie głęboko w ocean ze sobą, mój bracie. Nadszedł czas, kiedy musimy odejść. Weź mnie w głębiny, tam gdzie i ja kiedyś pływałem, oddychałem skrzelami i poruszałem płetwami. Sól pochodząca z tych pradawnych mórz wciąż spływa wraz z moimi łzami. Ale te łzy są zbyt skąpe dzisiaj. Daj mi pieśń, która by wyraziła moje uczucia. Serce jest zbyt małe, by pomieścić całą rozpacz, a moja wściekłość zbyt dzika, bym mogła ją wykrzyczeć swym gardłem.

Kiedy przyjdę, zanurz się ze mną w błocie, aligatorze. Pozwól mi powoli wniknąć w pierowtną zawiesinę naszych wspólnych molekuł. Niech mi będzie wolno jeszcze raz poczuć bagno, zanim osuszymy wszystkie błota, zanim wyasfaltujemy całą ziemię i zniszczymy ją w proch.

Szybko, odlatuj. Unoś mnie wysoko ponad brzegiem i daleko, daleko stąd. Nie siadaj tutaj. Ropa pokryła plaże, skały i morze. Nie mogę nawet rozpostrzeć poklejonych smołą skrzydeł. Odleć ze mną od tego, co zrobiliśmy tutaj, odlećmy daleko stąd.

Skryj mnie w gęstwinie, borsuku. Nie możesz jej znaleźć? Wykop mi tunel pośród butwiejących liści i korzeni, pod drzewami, które kiedyś porastały miedze naszych pól. Moje serce jest przeorane i wypalone. Wydrąż mi labirynt głębszy od tęsknoty.

Wypełznijmy stąd, gąsienico. Owiń mnie w kokon. Ukołysz mnie do snu w jedwabnym całunie, gdzie cierpliwie doczekam rozpuszczenia się mych kości. Będę czekała tak długo, dopóki nie odrodzi sie znów wszelkie stworzenie - jeśli to kiedykolwiek nastąpi - i wtedy użyję skrzydeł.

Mamo, wypłyń ze mną hen, poza lody. Gdzie jesteś? Burty miażdżą moje żebra, kije młocą skórę, a biały świat, wraz z posmakiem własnej krwi, staje się czarny.

Kołysz mnie z wolna przez dżunglę. Musi jeszcze być gdzieś dżungla. Moje serce ocieka zielonymi tajemnicami. Polej mnie wodą przy wyschniętym korycie rzeki. Moja skóra jest nadziana grubym śrutem. Opowiedz mi o przeszłości, jeśli jeszcze pamiętasz.

Kiedy czas świata Noego, podobnie jak i nasz dzisiaj, dobiegał końca, miał on tak jak i my listę zwierząt. Przedstawiamy go, jak stoi przy wejściu na arkę i wywołuje ich imiona, wykreślając po kolei. My też je wykreślamy.

Dziś ponownie ożywa dramat Noego, ale film jakby biegnie do tyłu - zwierzęta znikają.

Twoje tropy zarosły. Zaczekaj. Zaczekaj. Nadszedł ciężki czas. Nie zostawiaj nas samych w zniszczonym przez nas świecie.

Po raz czwarty na łódzkich cmentarzach odbyła się kwesta na schronisko oraz na kampanie dotyczące dzikich zwierząt. Zebrano 3700 zł oraz ok. 2000 podpisów pod petycjami na temat ochrony wilków, utworzenia Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich i zakazu wjazdu cyrków z tresurą dzikich zwierząt.