WEGETARIANIZM

Świąteczny marsz wegetariański we Wrocławiu

RusałkiZ okazji pobliskich świąt Bożego Narodzenia postanowiliśmy we Wrocławiu zorganizować marsz wegetariański - niech ludziska wiedzą, że odrobina miłości i szacunku należy się także zwierzakom takim jak świnka, krówka czy śledzik, a szyneczka i karp wcale nie muszą być obowiązkowymi potrawami na świątecznym stole.
W sobotę, 20 grudnia o 13:00 pod barem KFC (serwującym żarcie wcale nie lepsze niż McDonalds) ustawiła się ponad setka członków i sympatyków Ruchu Wyzwolenia Zwierząt co wzbudziło dość duże zainteresowanie wśród przechodniów. Magda przez tubę (na przekór wszelkim problemom technicznym) przedstawiała fakty przemawiające za dietą bezmięsną w czym dzielnie pomagało jej kilku członków RWZ rozdając ulotki promujące wegetariański styl życia. Na domiar wszystkiego w przejściu świdnickim zagościły urocze rusałki rozdające jabłuszka, marchewki i ziemniaczki (niestety nie cieszące się zbyt dużym wzięciem). Wśród przechodniów dodatkowo kręcił się klown w białym, zakrwawionym fartuchu odradzający odwiedzanie barów McDonalds'a i innych tego typu przybytków.
Szybko się okazało, że nie jesteśmy jedyną demonstracją - naprzeciw nas pojawiła się 3-osobowa demonstracja aktywistów Ruchu Obrony Roślin. Wywołali trochę zamieszania i spowodowali zainteresowanie wrocławskich mediów swoimi dość oryginalnymi poglądami, których treść (w postaci ulotki dostarczonej przez ROR) przedstawiam poniżej.


Ruch Obrony Roślin
Oddział we Wrocławiu
Wrocław dnia 20.12.1997r.
Oświadczenie dla środków przekazu

Zebraliśmy się tu dziś by zaprotestować przeciwko bestialskiemu zabijaniu i zjadaniu roślin. Wegetarianie nie znają litości - potrafią w brutalny i bezlitosny sposób zamordować bezbronną roślinkę. Ci wegetariańscy faszyści posuwają się do bestialstwa w postaci ścierania marchwi, szatkowania cebuli a niekiedy nawet do miksowania poszczególnych części bezbronnych istot roślinnych. Swą bezdusznością i bezmyślnością doprowadzili do zjedzenia wielu gatunków roślin.
Powołując się na swój wegetarianizm w zasadzie nie różnią się niczym od tych Hitlerowców, którzy wiąż zjadają zwierzęta. Jako Front Obrony Roślin nie dopuścimy do tego, by wegetarianie i jarosze wyżarli wszystkie rośliny na ziemi pozostawiając ją suchą i wyjałowioną. Nie możemy dopuścić do tego, by Ziemia była podobna do głowy Józefa Oleksego.
Tym ludziom proponujemy dziś nową drogę - odżywiając się odpadami organicznym takimi jak: padlina, zgnilizna, odchody itp. Mogą oczyścić swe sumienia i nie będą już katami dla BEZBRONNYCH ROŚLIN.

ROR



Nic dodać, nic ująć - niestety do dzisiaj się zastanawiam, czy śmiać się, czy płakać. Do tego, że wegetarianie są w społeczeństwie postrzegani jako dziwacy i asceci zdążyłem się już przyzwyczaić. Mogę zrozumieć, że ludzie widzą nas tak w wyniku braku informacji, z powodu przyzwyczajeń żywieniowych czy też dzięki kolejnym sensacjom podawanym w mediach na temat szkodliwości diety wegetariańskiej. Trudno mi jednak pojąć mentalność osób nastawionych z góry negatywnie do wszystkiego, co jest niezgodne z ich światopoglądem. Próbowałem z aktywistami ROR-u podyskutować, dowiedzieć się czegoś więcej na ich temat - niestety okazało się to niemożliwe. Chłopcy nie potrafili powiedzieć mi nic więcej niż to, co mieli napisane na kartce i po krótkiej wymianie zdań obrócili się do mnie plecami. Szkoda - może bym się chociaż dowiedział, czy są konsekwentni w swoich przekonaniach i naprawdę podstawą ich dietę są odpadki...

Marsz wegetariańskiSpod baru KFC skandując hasła "BigMac - trupi smak", "Chcesz mieć raka - zjedz BigMac'a" udaliśmy się ulicą Świdnicką w kierunku Placu Kościuszki, gdzie znajduje się najstarsza we Wrocławiu restauracja inna niż wszystkie - McDonalds. Oczywiście w czasie całego marszu nad naszym bezpieczeństwem czuwali panowie w niebieskich mundurkach - aby nie spotkało nas nic złego ma się rozumieć.
Przed McDonalds'em byliśmy jeszcze przed godziną 14:00 - tam nasza pikieta rozrosła się do całkiem pokaźnych rozmiarów przysłaniając niemal wszystkie okna w rozległym się na ok. 50m barze. Klienci restauracji zajmujący miejsca w pobliżu okien mieli "przyjemność" zapoznania się z fotografiami przedstawiającymi scenki z rzeźni. Chyba nie byli tym specjalnie zachwyceni gdyż odwracali głowy, a spożywanie Hamburgerów nie szło im już tak sprawnie jak kilka minut wcześniej. Na zakończenie pikiety postanowiliśmy pozostawić do dyspozycji McDonalds'a trochę warzyw pochodzących z upraw ekologicznych, ale jedna z kelnerek usiłowała wyrzucić je do śmieci tłumacząc, że należy to do jej obowiązków i jeśli tego nie zrobi zostanie wyrzucona z pracy. Nalegaliśmy aby tego nie robiła, więc obiecała, że przekaże nasze warzywa kierownikowi restauracji. Powiedziała nam jeszcze w tajemnicy, że również kocha zwierzęta i w pełni popiera nasze działanie lecz niestety musi w jakiś sposób zarabiać na życie (tak na marginesie zastanawia mnie, czy próbowała znaleźć posadę w restauracji wegetariańskiej). Pikietę postanowiliśmy zakończyć o 14:30 - zwinęliśmy transparenty i komentując zachowanie gapiów rozeszliśmy się spokojnie do domów.
Nie zabrakło oczywiście reakcji miejscowych mediów - jeszcze tego samego dnia relacje z marszu wegetariańskiego można było obejrzeć w lokalnej telewizji, natomiast w poniedziałek we wrocławskich gazetach pojawiły się artykuły opatrzone tytułami "Mięsożercy kontra wegetarianie" czy "Demonstracja odpadkożerców i wegetarian" w większości reprezentujące tradycyjny, sceptyczny stosunek do wegetarianizmu.
Czy nasza manifestacja miała jakiś sens? - moim zdaniem tak, gdyż każda taka akcja, nawet jeśli nie niesie żadnych bezpośrednich skutków nakłania ludzi do pewnych przemyśleń i refleksji. Niektórzy nawet zaczynają dostrzegać, że pewne problemy istnieją, a relacje zwierzę - człowiek są dalekie od ideału (na przekór temu wszystkiemu, czym bombardują nas media).

Ruch Wyzwolenia Zwierząt - Wrocław
Paweł Grzegorz Angerman


Poprzedni artykuł, Spis treści, Strona główna Psubratów, Następny artykuł