W "Antologii praw zwierząt" w rozdziale pt. "Czy istotnie ostatnie zwierzęta w zoo" Halina Dobrucka stara się min. dowieść, iż instytucja ogrodów zoologicznych jest przestarzała, nie spełnia swych zadań (oprócz dostarczania rozrywki oczywiście) oraz powoduje cierpienia zwierząt. Przytaczamy poniżej kilka fragmentów tego artykułu. Pragniemy jednak podkreślić, że problem poruszony przez autorkę nie jest prosty i do jego rozwiązania należy się dokładnie przygotować. Nie każde zoo jest w fatalnym stanie i nie wszyscy jego pracownicy wykazują ignorancję w temacie (myślę, że w tym ostatnim przypadku jest raczej odwrotnie). Bez fachowej wiedzy tych ludzi, którzy na co dzień zajmują się zwierzętami, wkładając w to dużo miłości, cierpliwości, i co tu dużo mówić: odwagi (bo wyobraźcie sobie - opiekować się np. tarantulami !!!), nie będziemy w stanie rozwiązać problemu ogrodów zoologicznych. Krytyka czegokolwiek zawsze powinna być konstruktywna (tzn. sugerować jakieś rozwiązanie), tak więc w następnych artykułach postaramy się nieco naświetlić pytanie: co dalej?
Czymkolwiek uzasadnia się obecność współczesnych ogrodów
zoologicznych, podstawową przyczyną ich zakładania jest to, że lubimy oglądać
zwierzęta i gotowi jesteśmy za to oglądanie zapłacić.
J.Y.Domalain, były łowca i eksporter zwierząt, atakuje instytucję zoo z
pasją i ze znajomością rzeczy: "Sprzedałem 275 gibbonów, a kiedy przyjechałem,
żeby sprawdzić, jak się czują - żyło ich tylko 15" pisze. I prowadzi
swój wywód: - Ogrody zoologiczne to olbrzymi konsument dzikiej fauny -
oto pierwszy powód, dla którego powinno się je znieść. Dla ich potrzeb
odławia się najwięcej zwierząt, a im gatunek rzadszy i bliższy wyginięcia,
tym bardziej pożądany. Dostarcza się ich legalnie i nielegalnie, poprzez
kontrole prowadzone przez niekompetentnych, nie rozróżniających gatunków
i płci celników. Kontrole te często nie są traktowane poważnie. Przecież
to tylko zwierzęta, to nie pracownicy mogący zagrozić strajkiem, ani przyszli
wyborcy.
Niekompetencja jest częsta także wśród kierowników i pracowników. Do założenia
zoo i jego prowadzenia nie potrzeba wykazać się żadnymi kwalifikacjami,
wystarczy mieć teren i trochę forsy. Bardzo często pracownicy nie umieją
postępować ze swoimi podopiecznymi; równie często nie stać ich na odpowiednią
klimatyzację i dostarczenie odpowiedniego wyżywienia. A jest to zadanie
niewykonalne nawet dla wytrawnych znawców życia i wymagań poszczególnych
gatunków.
Jak zoo, gromadzące w jednym zakątku Ziemi najrozmaitsze gatunki, mogłoby
im dostarczyć wszystkich odmian klimatycznych, sezonowych i dobowych? Jak
można zapewnić odpowiedni jadłospis gorylowi, który na wolności codziennie
połyka części ponad 50 rozmaitych roślin, a oprócz tego mnóstwo rozmaitych
owadów - i wszystkie te składniki dostarczają mu ogromnej rozmaitości pierwiastków
i witamin? Zaś drapieżne koty wypijają krew swoich ofiar i pożerają ich
wnętrzności - zoo dostarcza im tylko ćwiartowanego mięsa.
Książka Domalaina została napisana 20 lat temu, ale bynajmniej nie uległa
dezaktualizacji. Zawarł w niej kapitalną uwagę: jeśli znamy "dobre"
zoo, prowadzone przez fachowców i miłośników zwierząt, gdzie zwierzęta
otaczane są troskliwą opieką i zapewnia się im warunki możliwie zbliżone
do ich naturalnego środowiska - niech nam ono nie przysłoni faktu, że istnieje
bardzo wiele innych ogrodów i menażerii, finansowo ledwie wiążących koniec
z końcem, trzymających w betonowych lub blaszanych klitkach zabiedzone,
pozbawione możliwości zaspokajania swoich podstawowych potrzeb, nie znające
opieki weterynaryjnej zwierzęta. Nasi "bracia mniejsi" nie są
zobowiązani służyć nam jako niewolnicy, nie są stworzeni do życia w więzieniach
i byłoby lepiej patrzeć na nich jak szczęśliwi i wolni żyją w naturalnych
rezerwatach - mówił Domalain.
Podaje się cztery cele, którym mają służyć zoo i które usprawiedliwiają
ich istnienie: rozrywka, edukacja, badania naukowe oraz zachowanie ginących
gatunków. O rozrywce i kasowaniu za nią pieniędzy mówiliśmy na początku.
Można ją przyjąć za cel zasadniczy - i trudno uznać ją za usprawiedliwienie.
Dużo się mówi o edukacyjnej roli zoo.
Mit! - woła Domalain - zoo nie mają racji bytu w dzisiejszych czasach.
Po co oglądać żyrafę czy panterę w klatce, gdy wspaniałe filmy prezentują
je wśród naturalnego otoczenia, tak jak naprawdę zachowują się w życiu.
W zoo oglądamy osobniki zdegenerowane wskutek niewoli, mające poważne kłopoty
emocjonalne, doprowadzone do demencji monotonią i brakiem bodźców fizycznych
i umysłowych. To tak, jakbyśmy przedstawili upośledzone umysłowo dziecko
jako przykład Homo sapiens. I wszystkie wydedukowane tutaj wnioski na temat
ich etologii czy behawioru są oparte na materiale z domu obłąkanych.
Na przykład obserwowano jaguara, który przestraszył się przebiegającej
kury, co ogromnie rozbawiło publiczność.
W zoo nabieramy fałszywego poczucia odnośnie naszego miejsca w naturalnym
porządku - ciągnie Jamieson - Moralność oraz, być może, szanse na nasze
przeżycie wymagają, abyśmy nauczyli się żyć między innymi gatunkami jako
jeden z nich, a nie jako jeden ponad wszystkimi innymi. Musimy więc zapomnieć,
czego nauczyliśmy się w zoo.
Ponieważ to, czego uczy nas zoo, jest fałszywe i niebezpieczne, lepiej
będzie i dla ludzi, i dla zwierząt - zrezygnować z nich. Co do badań etologicznych
lub behawioralnych, to o ich wartości wypowiedział się już Domalain. Jamieson
podtrzymuje jego zastrzeżenia.
Przypomina, że tylko w niewielu ogrodach zoologicznych pracują naukowcy
- i rzeczywiście, jakichkolwiek korzyści naukowych mogłyby one dostarczyć,
wystarczyłoby niewiele takich placówek, podczas gdy istnieją ich setki
i tysiące. Jakie jeszcze badania można tam prowadzić? "Rozszerzanie
wiedzy o zwierzętach dla ich własnego dobra", na przykład, by polepszyć
warunki w zoo. Ale gdyby nie było zoo, nie wymagałyby polepszenia warunków.
Zresztą, jeśli uznaliśmy, że trzymanie zwierząt w niewoli można usprawiedliwić
tylko bardzo ważną korzyścią, której nie da się osiągnąć inaczej, to musimy
przyznać, że gromadzenie wiedzy o zwierzętach dla ich własnego dobra taką
korzyścią nie jest.
Wreszcie argument czwarty, coraz to nabierający ważkości: o zachowaniu
ginących gatunków. Nawet najwłaściwiej prowadzona hodowla dzikich zwierząt
w zoo napotyka na ograniczenia. Trudnym problemem hodowli dzikich zwierząt
w zoo stał się brak zróżnicowania genetycznego. Śmiertelność wśród noworodków
jest duża, u niektórych gatunków sięga 100%. Ów brak zróżnicowania genetycznego
oznacza również, że osobniki, które przeżyły, mogą znacznie różnić się
od osobników tego gatunku w naturalnym środowisku.
Czy traktujemy zwierzęta jako zasobniki ich genów? Czy zachowujemy materiał
genetyczny kosztem samych zwierząt? Jeśli zmierzamy do świata, w którym
jakiś gatunek przeżyje tylko w zoo, to zastanówmy się, czy dla takich osobników
lepiej jest, by żyły w sztucznym, przez nas zaprojektowanym świecie, czy
lepiej, aby wcale się nie urodziły. Zwierzęta winny być trzymane w warunkach
uwzględniających ich potrzeby psychiczne. Potomkowie schwytanych osobników
mogliby wrócić do swoich środowisk i być zdolnymi do życia w nich, muszą
więc zachować się zarówno ich geny, jak i cechy behawioralne.
Jeśli naszym usprawiedliwieniem ma być hodowla zagrożonych gatunków, to
powinniśmy prowadzić tylko wyspecjalizowane ośrodki hodowlane zamiast konwencjonalnych
ogrodów zoologicznych. Przypadek polskich żubrów bywa podawany w literaturze
jako przykład przeżycia zagrożonego gatunku w dużych rezerwatach. Jeśli
zaś jakiś gatunek nie rozmnaża się w niewoli, to nie wolno go zabierać
z jego środowiska. Wniosek prosty, ale bywa akurat na odwrót - niejedno
zoo stara się zdobyć właśnie tego ostatniego osobnika.
Został już przekroczony próg krytyczny eksterminacji fauny. Teraz należy
introdukować ją w różne środowiska i zapełniać je na nowo.
Rozwija się kampania zmierzająca do przedstawiania zwierząt w ich własnym
środowisku. Wzmaga się społeczna presja przeciw różnym formom okrucieństwa
wobec zwierząt.
Ale wszystkie ich osiągnięcia są kroplą w morzu potrzeb. Wymagana byłaby
gruntowna zmiana stosunku do zwierząt w całych społeczeństwach - azjatyckich,
afrykańskich, amerykańskich, europejskich...