Zrobieni
w balona
ustawa o ochronie zwierząt
Walczyliśmy tyle lat. Podpisywaliśmy się pod petycjami. Wysyłaliśmy kartki do Sejmu. Manifestowaliśmy, pikietowaliśmy, demonstrowaliśmy. Krzyczeliśmy. Przekonywaliśmy. Prosiliśmy. Tyle miesięcy... I co? Czyżby się wreszcie udało? O nie, wręcz przeciwnie!
Od ponad 70 lat obowiązuje w Polsce Rozporządzenie (z
mocą ustawy) Prezydenta RP z 22 marca 1928 roku. Od ponad 70 lat chroni
ono zwierzęta.
Od ponad 70 lat nie dorobiliśmy się nowoczesnego aktu prawnego, który regulowałby
nasze stosunki z naszymi "mniejszymi braćmi". Od ponad 70 lat
zwierzę jest w myśl przepisów rzeczą.
Nic więc dziwnego, że od dłuższego już czasu pozarządowe organizacje ekologiczne
walczyły o uchwalenie nowej ustawy o ochronie zwierząt. Organizowano rozmaite
akcje, domagając się jak najszybszego wprowadzenia jej w życie. Społeczeństwo
było z nami - któż nie kocha zwierząt: pieska, kotka, rybek? Któż nie oburzał
się oglądając zdjęcia przemocą karmionej gęsi? To hasło było na ustach
wszystkich: "zwierzę nie jest rzeczą". Niektórym wydawało się,
że mogą mieć wyłączność na posługiwanie się tym zdaniem zaczerpniętym z
projektu nowej ustawy. Inni po prostu chcieli pomóc zwierzętom. W każdym
razie wszyscy byli ZA. Obyśmy za kilka dni nie musieli pluć sobie w brodę...
W 1994 roku Forum Ekologiczne Unii Wolności opracowało projekt ustawy o
ochronie zwierząt (druk nr 769/II kadencja). Obrońcy zwierząt zawyli z
zachwytu. W Sejmie zaczęły się prace nad projektem, a w ruchu ekologicznym
zaczęły się kampanie poparcia. Zarzucono posłów petycjami: "rządamy
jak najszybszego uchwalenia ustawy o ochronie zwierząt". Poseł Katarzyna
Maria Piekarska jeździła na spotkania, występowała w telewizyjnych programach,
udzielała wywiadów ekologicznym magazynom. Tymczasem Podkomisja ds. rozpatrzenia
poselskich projektów ustawy o ochronie zwierząt debatowała. Rok. Drugi.
Coś kreślono. Coś dopisywano. Coś zmieniano. Po 26 spotkaniach Podkomisja
wreszcie ... (fanfary!!!) przedstawia jednolity tekst projektu ustawy.
Czy znacie słynny dowcip o marchewce (hurrra!) tartej (ueee...)? Mam przed
sobą dokument z datą 8 lipca 1996 r., oznaczony tym samym numerem co podobny
sprzed 2 lat - druk nr 769/II kadencja. I mam ochotę zużyć go w charakterze
ekologicznego papieru toaletowego...
Zaczyna się ciekawie. Trochę zmieniono w porównaniu z projektem, ale co
tam. Czytam: "zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia,
nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę".
Dodano nawet słowniczek pojęć takich jak "menażeria objazdowa"
czy "szczególne okrucieństwo zabijającego zwierzę". Super! Tylko
że niestety z projektu wypadło to wszystko o co walczyliśmy. W szczególności:
Można się jeszcze przyczepiać do kilku spraw, ale te powyższe
są najbardziej istotne. Co właściwie zmieni się w polskim prawodawstwie.
"Zwierze nie jest rzeczą". Ale "stosuje się odpowiednio
przepisy dotyczące rzeczy". O kant dupy, za przeproszeniem, potłuc.
O, już słyszę te głosy - lepszy rydz niż nic. Później się znowelizuje.
Jasne! Ciekawe kto? Powiem wam o co tu chodzi - na początku istniały obawy,
że PSL ustawę zablokuje. Bo szkodzi polskim rolnikom. A jak PSL to i SLD.
I ustawa z głowy... A tu kończy się kadencja, a projektodawcy ustawy marne
mają szansę znaleźć się znowu w Parlamencie. Trzeba więc było z ludowcami
pogadać: "wicie, rozumicie". Skreślono to i owo. I uwol syty
i chłop cały. Odniosłem wrażenie, że poza posłem Radosławem Gawlikiem i
może Krzysztofem Wolframem, cała reszta ma zwierzęta głęboko w nosie (odniosłem
tylko takie wrażenie, może jest gdzieś w Unii jeszcze kilku zakonspirowanych
obrońców zwierząt). Więc jak się sprawa ustawy potoczy? Unia Wolności zagłosuje
oczywiście za. PSL już teraz też. No to i SLD. Reszta szacownych posłów
pomyśli: "przecież chcemy do Europy!" i też poprze. Ustawa przejdzie,
ale zwierzętom to bynajmniej nie pomoże. Skończy się kadencja. Nowy Sejm
nastanie. Ale nikt już w sprawie ochrony zwierząt palcem w bucie nie kiwnie!
Przecież posłowie mają tyle innych spraw - a to podatki trzeba podwyższyć,
a to komuchów zlustrować. Nie będzie już nikt miał interesu w mówieniu
o pieskach i kotkach. A jeśli nawet wyskoczy jakiś ekolog to mu się powie:
"chcieliście to macie". Pokaże się te stosy kartek "żądamy
jak najszybszego...". Społeczeństwo też sprawę oleje - "Że ustawa
z 1928 r. była, to trzeba było zmienić, ale ta jest jeszcze cieplutka,
zeszłoroczna. Czepiają się ci ekolodzy!". Nowelizacja ustawy bardzo
jest trudna, ale możliwa. Pod warunkiem jednakże, że ktoś się sprawą zajmie.
Ale takich wariatów już nie będzie. Unia Wolności przejdzie do historii
jako partia, która zrobiła zwierzętom dobrze. Ale co na to zwierzęta?
I co teraz? Niestety, przepadło. Unia Wolności już zdania nie zmieni. W
przypadku dalszych poprawek sprawa odwlekłaby się i skończyła kadencja.
A nowy Sejm to już inni ludzie, inne partie. PSL? Zgodzi się... Prezydent?
Podpisze! A ekolodzy? No cóż, nie po to "Koalicja na rzecz Praw Zwierząt"
tyle czasu walczyła, żeby teraz miało to wszystko pójść na marne. Żeby
inni potem laury zebrali. Bez obaw, ekolodzy ustawę poprą!
I tak oto, kochani moi, zostaliśmy zrobieni w balona (żeby nie powiedzieć
dosadniej). Ktoś sobie na nas zbił polityczny majątek, ktoś zrobił karierę.
A gęsi z wtłoczonymi w gardło rurami jak umierały, tak umierać będą.
Krzysztof A. Wychowałek jako osoba prywatna (biorąc odpowiedzialność za swoje słowa)
Łódź, 25 października 1996 r. 22:30 (Słońce 2 stopnie 43 minuty w znaku Skorpiona)