Oj, długo kazała na siebie czekać wiosna. Biorąc te kilka ciepłych marcowych dni za odwrót zimy lekkomyślnie zdjęłam karmnik z okna. Nie dziwie się wróblom, że przez cały kwiecień spoglądały z wyrzutem siedząc na ośnieżonym krzaku bzu.
Ale oto mamy nareszcie wiosnę, ciepło i tak dalej. A ja zamiast cieszyć się pierwszym pogodnym dniem zasmuciłam się takim obrazkiem: pośród samochodów, w środku miasta miotał się przerażony gołąb, o którego łapkę zaczepiła się foliowa torebka. Lecąc ciągnął za sobą straszneszeleszczącecoś i żadnym sposobem nie mógł się uwolnić od tego fragmentu cywilizacji. I wiecie, jaka była reakcja ludzi? Śmiech.
Mam nadzieję, że gołąb się jakoś sam uwolnił, bo nie sposób było mu pomóc. Teraz siedzi zapewne na którejś z kamienic i przygląda się eksplozji wiosny lub też buduje gniazdo dla przyszłych pokoleń. Najwyższy czas, wszak wiosna.