EDUKACJA EKOLOGICZNA

Czasami lepiej zacząć od początku

Świat przez okno wygląda ciekawie,
tylko patrzeć trzeba umieć uważnie.

Adam Misa, lat 9


Redakcja "Psubratów" poprosiła mnie, żebym napisała coś o edukacji ekologicznej. Zgodziłam się i dopiero kiedy miałam wziąć się za pisanie, pojawił się problem, bo okazało się , że nie mam pojęcia o czym mogłabym napisać. Pomimo, że pierwsze warsztaty poprowadziłam już ponad dwa lata temu i było ich do dzisiaj kilkadziesiąt, to nie sądzę, że coś odkrywczego znalazłoby się w tym artykule, dlatego napiszę po prostu jak to było.
Jeszcze kilka lat temu do głowy by mi nie przyszło, że będę pracować z dziećmi, ja , osoba dosyć niepewna, nieśmiała i nie mająca przebicia. Wszystko zaczęło się od grupy edukacyjnej zainspirowanej przez Bognę Stawicką. Spotykaliśmy się kilka razy.... i do niczego to nie prowadziło. W końcu umówiłam się ze znajoma nauczycielką na godzinne zajęcia z jej klasą. Po dwudziestu minutach straciłam głos, później mówiłam szeptem. Teraz przy intensywnym treningu (tj. Przy częstych zajęciach) wystarcza mi go na ponad trzy godziny. Później poszłam na stare śmiecie czyli do mojej podstawówki. Czułam się dość dziwnie przesiadując w zakazanym kiedyś pokoju nauczycielskim, w kłębach dymu tytoniowego, nad szklanką mocnej herbaty. Dzieciaki mówiły do mnie: "proszę pani", ale w przeciwieństwie do tego jak zazwyczaj traktują nauczycieli, mnie słuchały.
Myślę, że poprzez to, iż jesteśmy (ekolodzy) spoza szkoły, to znajdujemy się na lepszej pozycji. Nas się słucha z większym zainteresowaniem. To staram się zawsze wykorzystywać. Problem mam tylko wtedy, gdy nauczyciele wtrącają błędne informacje lub poglądy nie takie jak chciałabym promować. Często "pani" siada na końcu sali i stara się podpowiadać coś, co jest zupełnie nie po mojej myśli. Nie chcę nadszarpywać pozycji nauczyciela, ale jeszcze bardziej nie chcę by przez to dzieciaki miały błędne pojęcie o tym czym się zajmujemy.
Kiedyś na warsztaty przyszła VI klasa łódzkiej podstawówki. Na pierwszy rzut oka Tomek się niczym nie wyróżniał. Widać było kilku innych, o wiele bardziej aktywnych osób. Tomek był niepozorny i cichy, ale już w trakcie pierwszego ćwiczenia okazało się, że to właśnie on jest klasowym autorytetem, który w dodatku miał tyle siły przebicia, że potrafił (w kulturalny sposób) przeciwstawić się poglądom nauczyciela i ciągnął za sobą całą grupę. Najbardziej zaimponował mi swoją ogromną wiedzą, a przekazywał ją tak, że przy wszystkich potyczkach słownych potrafił zapędzić wychowawcę w tzw. kozi róg. To był świetny dzień.
Poza tym, że dzieciaki zdumiewają mnie swoją wiedzą, to jeszcze bardziej zaskakują mnie swoją pomysłowością i nieszablonowym myśleniem. Kiedyś rozdałam wszystkim karteczki z postaciami w które mieli się wcielić i z ich punktu widzenia opowiedzieć się za lub przeciw budowie autostrad. Chłopak, który "był" mechanikiem samochodowym powiedział,że nie chce żeby powstały autostrady! Mówił: "Będę miał więcej pracy, gdy samochody będą jeździły po starych, dziurawych drogach". Czy ktoś dorosły by to wymyślił?
W trakcie tych dwóch lat spotkało mnie dużo miłych rzeczy. Tylko raz zdarzyło się, że nie byłam w stanie w żaden sposób zainteresować klasy. Na szczęście nauczycielki pocieszyły mnie, że to typowe w tej klasie. Za to rzeczy dobrych jest bardzo dużo. Po pierwsze zmieniłam się i to na lepsze - tak myślę. Po drugie nauczyłam się dużo i jeśli chodzi o kontakty z ludźmi i technikę prowadzenia zajęć i sprawy merytoryczne. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, tych bardzo młodych i nie bardzo, o których będę długo pamiętać, a z wieloma jeszcze pewnie długo współpracować. Ta praca daje mi też sporo możliwości, np. zbierania wciąż nowych doświadczeń i ich wykorzystywania. Przy okazji warsztatów powstała Mała Zielona Łódź - gazetka z tekstami dzieci i ich ilustracjami. Miał też miejsce konkurs na pocztówkę o treści ekologicznej.
Myślę, że czas wytłumaczyć się dlaczego pisałam tak dużo o sobie, a tak mało o samej edukacji, technikach itd. Zajmuję się edukacją przede wszystkim dlatego, że lubię (chociaż zniechęcają mnie wczesne godziny lekcji). Również dlatego,że czerpię z tego satysfakcję. No i w ten sposób zarabiam. A poza tym myślę, że jakiś pożytek z tych zajęć jest. Pomimo,że nie mamy na razie możliwości dotarcia do każdego dziecka i to odpowiednio często i skutecznie, że może warsztaty nie zawsze są dobre, że jeszcze wiele musimy się nauczyć, to jednak ważna jest świadomość tego co się robi, a na tym polegają warsztaty. Każdy drobiazg składa się na całość. I myślę, że Cinek, który na ostatniej "Kolumnie" z lekceważeniem mówił o nieprzebojowych, niewalecznych Kobietach zajmujących się edukacją ekologiczną nie miał racji. Nie można koncentrować się tylko na tych sprawach, które albo już są przegrane (po co marnować siły) albo wymagają bardzo radykalnych działań. Czasami lepiej zacząć od początku.

Przy okazji tego artykułu

Zapraszam wszystkich nauczycieli, pracowników świetlic, domów kultury do kontaktu ze mną - tel. 672-38-87 lub przez ODE "Źródła"
Zapraszam też do współpracy tych którzy chcieliby prowadzić zajęcia z dziećmi.
W grudniu ukarze się książka autorstwa Bogny Stawickiej i Sławka Rucińskiego pt.: "Ekologia mieszczucha". Jest to zbiór scenariuszy ekologicznych. Po książkę prosimy zgłaszać się do ODE "Źródła". Pozycja jest bezpłatna.

Gosia Świderek


Poprzedni artykuł, Spis treści, Strona główna Psubratów, Następny artykuł